wtorek, 27 sierpnia 2013

Welcome to the City of bones!


Nie no, nie mogłam się powstrzymać. Musze coś napisać o tym filmie. 
Hipokryzja, bo od kilku dni narzekam, że wszędzie pojawiają się recenzje „Darów anioła”, a teraz sama mam zamiar takową napisać. No trudno. Po prostu film mnie tak zachwycił, że muszę się z wami tym podzielić. Może akurat kogoś namówię na pójście do kina.






Zacznijmy od fabuły ( tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś jej jeszcze nie znał). Clary  obchodzi swoje urodziny z przyjacielem – Simonem. Namawia go, żeby po wieczorku poetyckim pójść do klubu. Clary widzi tam coś co wyprowadza ją kompletnie z równowagi. Trójka młodych ludzi zabija pewnego chłopaka z zimną krwią. Na dodatek okazuje się, że nikt inny tego nie widział. Następnego dnia Clary idzie z Simonem no kawiarni i znowu spotyka tego samego chłopaka, który wczoraj w klubie zabił tamtego człowieka. Dziewczyna wychodzi z klubu, żeby z nim porozmawiać i dowiaduje się że wcale nie jest ona taką zwyczajną nastolatką. Na domiar złego, ktoś porywa matkę Clary i wtedy wszystko zaczyna przewracać się do góry nogami.



Wydaje mi się, że film nie odbiegał mocno od książki, a przynajmniej nie aż tak bardzo jak się spodziewałam. Może mam takie wrażenie, dlatego że czytałam książkę jakieś dwa lata temu, a może byłam tak zafascynowana filmem, ze nie zwracałam uwagi na szczegóły. Oczywiście było kilka różnic. Na przykład nie obraziłabym się gdyby Simon również w filmie został zamieniony w gryzonia. Nie przepadam za nim ani w książce, ani w filmie. No niestety, nie można lubić wszystkich. No i zakończenie było trochę inne, ale w to się nie będę zagłębiać, żeby nie psuć wam niespodzianki.


Trzeba przyznać, że w filmie było sporo śmiesznych momentów. Charakterek Jace’a nie stracił na wartości. Były jego docinki i sarkastyczne odzywki, jeeaaa! W ogóle było sporo scen, przy których można było się uśmiechnąć. I nie wiem czy tylko mnie śmieszyło jak Jocelyn biła tamtego faceta patelnią? Bo wszyscy w kinie siedzieli poważnie, a mi się chciało śmiać.



W takim razie teraz zacznę moje ochy i achy co do Jace’a (jeśli ktoś nie podziela mojej radości i pochwał co do tego aktora, niech przejdzie do dalszej części recenzji). Jestem zdania, że Jamie Campbell Bower został idealnie dopasowany do swojej postaci. Tyle osób narzekało, że obsadzili akurat tego aktora, a ja tam od początku byłam zadowolona i uważam że jest on ślicznyi naprawdę przystojny.  Ale pomijając już jego cudowny wygląd, to bardzo dobrze zagrał. Było widać, że wczuł się w rolę i dopasował do swojej postaci. W książce Jace był moją ulubioną postacią i Jamie Brower nie ujął mu nic swoją grą aktorską, a może nawet coś dodał.




Koniec akapitu poświeconego Jace’owi ( co nie znaczy, że nie mogłabym się jeszcze trochę pozachwycać). Wiadomo, że są tez jeszcze inni aktorzy. Zacznijmy od tych, którzy przypadli mi do gustu. Głowna bohaterka zasługuje niewątpliwie na pochwały. Aktorka naprawdę dobrze zagrała i tak jak Jamie Bower była dobrze dobrana do postaci, którą ogrywała. Przeczytałam ostatnio, że aktorka ma dziwne brwi O.o. może i faktycznie, ale raczej mi to nie przeszkadzało (chociaż przyznaje, jak pierwszy raz pokazała się na ekranie to spojrzałam na jej brwi, żeby przekonać się co tez takiego dziwnego w nich jest). Dodatkowo stwierdziłyśmy razem z koleżanką, że Lily Collins ma w filmie świetny kolor włosów. Kolejnym aktorem, który mnie oczarował był Godfrey Gao grający Magnusa. Co prawda nie było tej postaci zbyt wiele, ale jak już się pojawiał to robił na mnie wrażenie. Czytając książkę wyobrażałam go sobie inaczej, ale w takiej wersji jak najbardziej mi odpowiadał. Kolejną postacią, która odbiega od moich wyobrażeń jest Valentine. I ile Magnus mi się w filmie podobał, to na Valentina mogłabym trochę ponarzekać. Nie, że aktor źle zagrał, tylko po prostu w ogóle nie pasował mi do tej roli. No i postać Simona, tak przeze mnie nie lubiana. Nie można tu nic zarzucić aktorowi, bo na pewno nie wykonał mniej pracy niż pozostali, ale jestem uprzedzona do tej postaci. Nie polubiłam Simona ani w książce ani w filmie. Do gustu nie przypadł mi też Kevin Zegers (Alek). W porównaniu z innymi aktorami wypadł tak jakoś … staro. Ale może to tylko ja odniosłam takie wrażenie





Na duży plus zasługują efekty specjalne. Jak wiadomo książka pani Clare jest przepełniona elementami fantastycznymi i obawiałam się, że producenci nie podołają zadaniu. Moje obawy okazały się niepotrzebne bo efekty specjalne były cudowne. Demony robiły wrażenie, tak samo zresztą jak budynek instytutu i jego wnętrze. Mam wrażenie, że wszystko było dopracowane w każdym szczególe. Muzyka była podstawiona w odpowiednich momentach i doskonale budowała napięcie.



Podsumowując- „Dary Anioła: Miasto kości” jest jedną z najlepszych ekranizacji jakie widziałam. Książka naprawdę mi się podobała, więc i po filmie sporo oczekiwała i moje oczekiwania zostały spełnione. Nie rozumiałam o co jest tyle szumu dopóki sama nie zobaczyłam tego filmu. I chociaż niektóre opinie nie były aż tak pozytywne, to ja jestem zachwycona i zadowolona w niemal w 100%. Naprawdę z całego serca polecam ten film. Tym, którzy polubili książkę i tym, którzy jeszcze jej nie czytali; każdemu.


10/10


Mam nadzieję, że ktoś dotrwał do końca mojej przesyconej entuzjazmem paplaniny. Jeśli tak to piszcie w komentarzach czy się ze mną zgadzacie i jakie odczucia wy macie co do filmu.

Dziękuję za miłe towarzystwo- A.M.



4 komentarze:

  1. Jak tylko przeczytam książkę to i obejrzę film.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja recenzja to pierwszą tak pozytywna jaką czytam, naprawdę mnie to zdziwiło. Książkę uwielbiam, ale na film nie mam zbytniej ochoty, boje się tego, że by mi się nie spodobał i później bym się chodziła i denerwowała... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na temat tego filmu mam zupełnie (albo prawie zupełnie) odmienne zdanie :) Ale to głównie dlatego, że nie czytałam tej książki dwa lata temu, a skończyłam ją czytać tydzień temu i zauważyłam tyle różnic, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
    Ostatecznie jednak uznałam, że gdybym nie czytała książki, film byłby super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie ciesze się, że ja czytałam tą książkę tak dawno. Dzięki temu spodobała mi się i książka i film.

      Usuń