sobota, 31 sierpnia 2013

MODA NA AUTORA #1 Olga Rudnicka



Już kilkukrotnie wspominałam, że nie jestem fanką polskich pisarzy, ale dzisiaj postanowiłam mimo wszystko przyłączyć się do „Mody na autora”. Wyzwanie jest stworzone przez Gosiarellę z bloga „W krainie stron”(który swoją drogą bardzo chętnie odwiedzam). Już po przeczytaniu „Cichego wielbiciela”, a było to jakiś miesiąc temu, myślałam o przyłączeniu się do tego wyzwania i w końcu dzisiaj wzięłam się do napisania o autorce wyżej wymienionej książki. A mianowicie o Oldze Rudnickiej.


Książkę autorstwa pani Rudnickiej przeczytałam tylko jedną, ale nie mam zamiaru na tym poprzestać. Olga Rudnicka ma 25 lat i jest absolwentką Wyższej Szkoły Komunikacji i Zarządzania w Poznaniu. Pracuje ona z osobami niepełnosprawnymi jako asystentka w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej. Uważam, że to bardzo piękny i pożyteczny zawód.


Swoją pierwszą powieść wydała w 2008 roku. Było to Martwe jezioro, a w kolejnych latach ukazały się jeszcze takie powieści jak : Czy ten rudy kot to pies? (2009; kontynuacja Martwego Jeziora), Zacisze 13 (2009), Zacisze 13. Powrót (2010; kontynuacja Zacisza 13), Lilith (2010), Natalii 5 (2011), Cichy wielbiciel (2012), Drugi przekręt Natalii (2013; kontynuacja Natalii 5).


Jestem po lekturze „Cichego wielbiciela” Olgi Rudnickiej i książka mnie oczarowała. Dostałam ją w prezencie na urodziny, za co bardzo dziękuję, bo sama nigdy nie zdecydowałabym się na kupienie tej książki. Dzięki „Cichemu wielbicielowi” przekonałam się trochę do polskich autorów. Nie trwało to długo, bo kolejna książka napisana przez polkę mnie okropnie zawiodła. Mimo wszystko podchodzę już inaczej do książek na których widnieje nie zagraniczne nazwisko.


Moje zachwyty na „Cichym wielbicielem” możecie poczytać tutaj --> Cichy wielbiciel . Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę miała okazje przeczytać kolejną książkę Olgi Rudnickiej.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Welcome to the City of bones!


Nie no, nie mogłam się powstrzymać. Musze coś napisać o tym filmie. 
Hipokryzja, bo od kilku dni narzekam, że wszędzie pojawiają się recenzje „Darów anioła”, a teraz sama mam zamiar takową napisać. No trudno. Po prostu film mnie tak zachwycił, że muszę się z wami tym podzielić. Może akurat kogoś namówię na pójście do kina.






Zacznijmy od fabuły ( tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś jej jeszcze nie znał). Clary  obchodzi swoje urodziny z przyjacielem – Simonem. Namawia go, żeby po wieczorku poetyckim pójść do klubu. Clary widzi tam coś co wyprowadza ją kompletnie z równowagi. Trójka młodych ludzi zabija pewnego chłopaka z zimną krwią. Na dodatek okazuje się, że nikt inny tego nie widział. Następnego dnia Clary idzie z Simonem no kawiarni i znowu spotyka tego samego chłopaka, który wczoraj w klubie zabił tamtego człowieka. Dziewczyna wychodzi z klubu, żeby z nim porozmawiać i dowiaduje się że wcale nie jest ona taką zwyczajną nastolatką. Na domiar złego, ktoś porywa matkę Clary i wtedy wszystko zaczyna przewracać się do góry nogami.



Wydaje mi się, że film nie odbiegał mocno od książki, a przynajmniej nie aż tak bardzo jak się spodziewałam. Może mam takie wrażenie, dlatego że czytałam książkę jakieś dwa lata temu, a może byłam tak zafascynowana filmem, ze nie zwracałam uwagi na szczegóły. Oczywiście było kilka różnic. Na przykład nie obraziłabym się gdyby Simon również w filmie został zamieniony w gryzonia. Nie przepadam za nim ani w książce, ani w filmie. No niestety, nie można lubić wszystkich. No i zakończenie było trochę inne, ale w to się nie będę zagłębiać, żeby nie psuć wam niespodzianki.


Trzeba przyznać, że w filmie było sporo śmiesznych momentów. Charakterek Jace’a nie stracił na wartości. Były jego docinki i sarkastyczne odzywki, jeeaaa! W ogóle było sporo scen, przy których można było się uśmiechnąć. I nie wiem czy tylko mnie śmieszyło jak Jocelyn biła tamtego faceta patelnią? Bo wszyscy w kinie siedzieli poważnie, a mi się chciało śmiać.



W takim razie teraz zacznę moje ochy i achy co do Jace’a (jeśli ktoś nie podziela mojej radości i pochwał co do tego aktora, niech przejdzie do dalszej części recenzji). Jestem zdania, że Jamie Campbell Bower został idealnie dopasowany do swojej postaci. Tyle osób narzekało, że obsadzili akurat tego aktora, a ja tam od początku byłam zadowolona i uważam że jest on ślicznyi naprawdę przystojny.  Ale pomijając już jego cudowny wygląd, to bardzo dobrze zagrał. Było widać, że wczuł się w rolę i dopasował do swojej postaci. W książce Jace był moją ulubioną postacią i Jamie Brower nie ujął mu nic swoją grą aktorską, a może nawet coś dodał.




Koniec akapitu poświeconego Jace’owi ( co nie znaczy, że nie mogłabym się jeszcze trochę pozachwycać). Wiadomo, że są tez jeszcze inni aktorzy. Zacznijmy od tych, którzy przypadli mi do gustu. Głowna bohaterka zasługuje niewątpliwie na pochwały. Aktorka naprawdę dobrze zagrała i tak jak Jamie Bower była dobrze dobrana do postaci, którą ogrywała. Przeczytałam ostatnio, że aktorka ma dziwne brwi O.o. może i faktycznie, ale raczej mi to nie przeszkadzało (chociaż przyznaje, jak pierwszy raz pokazała się na ekranie to spojrzałam na jej brwi, żeby przekonać się co tez takiego dziwnego w nich jest). Dodatkowo stwierdziłyśmy razem z koleżanką, że Lily Collins ma w filmie świetny kolor włosów. Kolejnym aktorem, który mnie oczarował był Godfrey Gao grający Magnusa. Co prawda nie było tej postaci zbyt wiele, ale jak już się pojawiał to robił na mnie wrażenie. Czytając książkę wyobrażałam go sobie inaczej, ale w takiej wersji jak najbardziej mi odpowiadał. Kolejną postacią, która odbiega od moich wyobrażeń jest Valentine. I ile Magnus mi się w filmie podobał, to na Valentina mogłabym trochę ponarzekać. Nie, że aktor źle zagrał, tylko po prostu w ogóle nie pasował mi do tej roli. No i postać Simona, tak przeze mnie nie lubiana. Nie można tu nic zarzucić aktorowi, bo na pewno nie wykonał mniej pracy niż pozostali, ale jestem uprzedzona do tej postaci. Nie polubiłam Simona ani w książce ani w filmie. Do gustu nie przypadł mi też Kevin Zegers (Alek). W porównaniu z innymi aktorami wypadł tak jakoś … staro. Ale może to tylko ja odniosłam takie wrażenie





Na duży plus zasługują efekty specjalne. Jak wiadomo książka pani Clare jest przepełniona elementami fantastycznymi i obawiałam się, że producenci nie podołają zadaniu. Moje obawy okazały się niepotrzebne bo efekty specjalne były cudowne. Demony robiły wrażenie, tak samo zresztą jak budynek instytutu i jego wnętrze. Mam wrażenie, że wszystko było dopracowane w każdym szczególe. Muzyka była podstawiona w odpowiednich momentach i doskonale budowała napięcie.



Podsumowując- „Dary Anioła: Miasto kości” jest jedną z najlepszych ekranizacji jakie widziałam. Książka naprawdę mi się podobała, więc i po filmie sporo oczekiwała i moje oczekiwania zostały spełnione. Nie rozumiałam o co jest tyle szumu dopóki sama nie zobaczyłam tego filmu. I chociaż niektóre opinie nie były aż tak pozytywne, to ja jestem zachwycona i zadowolona w niemal w 100%. Naprawdę z całego serca polecam ten film. Tym, którzy polubili książkę i tym, którzy jeszcze jej nie czytali; każdemu.


10/10


Mam nadzieję, że ktoś dotrwał do końca mojej przesyconej entuzjazmem paplaniny. Jeśli tak to piszcie w komentarzach czy się ze mną zgadzacie i jakie odczucia wy macie co do filmu.

Dziękuję za miłe towarzystwo- A.M.



piątek, 23 sierpnia 2013

NIE ODCHODŹ, JULIO Ewa Barańska

Od kiedy Wiktor zaczął spotykać się z Idą popsuły się jego kontakty z kumplami, ale jemu to nie przeszkadza, bo przecież każdy chciałby być z tą pięknością. Wiktor robi dla niej dosłownie wszystko, wynajmuje pokój w najdroższym hotelu, zjawia się na każde zawołanie itp. Pewnego dnia na imprezie urodzinowej u Kaliny(przyjaciółki Idy) zauważa cichą i spokojną dziewczynę. Okazuje się, że jest to siostra solenizantki – Julia. Wiktor nie zawraca sobie zbytnio nią głowy, ale za kilka dni spotykają się w parku i zaczynają rozmowę ze sobą. Chłopak zauważa, że Julia jest całkiem inna od jego partnerki i maja dużo wspólnych tematów. Potem jeszcze parę razy spotykają się przypadkowo w parku, ale czy Wiktor zostawi taką piękną dziewczynę jaką jest Ida? Czy coś połączy go z Julią?







Nareszcie mogę napisać negatywną recenzję! Ostatnio czytałam same dobre książki i nie miałam zbytnio na co narzekać, za to teraz mogę pojechać po całości. Bądźmy szczerzy w tej książce nie podobało mi się prawie nic. Przykre, lecz prawdziwe.


Po pierwsze, Wiktor. Nie rozumiem jak można być studentem na wydziale matematyki i informatyki, a jednocześnie być takim idiotą. Chłopak zachowuje się jak szczeniaczek Idy. Robi wszystko co dziewczyna mu każe. Ida pisze sms, że chce się spotkać w hotelu – Wiktor leci wynająć pokój. Ida mówi, że chce iść na imprezę – Wiktor od razu idzie z nią na imprezę, nawet jeśli miał inne plany. Wiktor chce porozmawiać – Ida go ignoruje i nic sobie z tego nie robi. Czy tylko mi się to wydaje nienormalne?  Ale mało tego, bo po kilku stronach Wiktor zaczyna interesować się Julią, która jest cicha, spokojna i nie jest ani trochę dusza towarzystwa. Tak nagle mu się odmieniło? Sama Julia tez jest nie lepsza. Ta dziewczyna jest tak zakompleksiona i wiecznie narzekająca, że aż głowa boli. Cały czas porównywała się do Idy i myślała dlaczego Wiktor coś w niej widzi. Co prawda Julia jest chora (jej chorobą zajmę się dokładniej potem , bo to osobna sprawa), ale zostało to przedstawione w taki sposób, że nawet nie było mi jej żal. Jedyne co mi się w tej dziewczynie podobało, to że interesowała się historią. Czytała mnóstwo książek o życiu ludzi z dawnych lat i było widać, że jest to jej pasją, a to przynajmniej jest jakiś przejaw inteligencji. Postać, którą byłam w stanie tolerować to Kalina. Nie była ona broń Boże idealna, a czasami nawet denerwująca, ale miała ludzkie i naturalne odruchy.


A teraz zacznijmy o chorobie Juli. Kupiłam ta książkę, bo opis jest dobry i była ona w dobrej cenie. Po tym co przeczytałam na okładce myślałam, że dostanę książkę, która wywoła we  mnie emocje. A tak naprawdę nie czułam przy jej czytaniu kompletnie nic. Nie będę dokładnie opisywać co po kolei mnie denerwowało, żeby za bardzo nie spojlerować, ale było tego wiele. W pewnym momencie książki okazuje się, że Julia ma chore nerki i nie dowiadujemy się praktycznie nic więcej. Ma chore nerki i koniec. Julia dostaje broszurkę, a ja nie wiem kompletnie nic. Potem kiedy zaczynają się dializy to jest trochę więcej szczegółów tej choroby i dopiero wtedy możemy zobaczyć co jest w niej takiego poważnego. No, ale jeśli miała bym odczuwać jakieś emocje względem nieszczęścia Juli to chciałbym już na początku wiedzieć co takiego strasznego się jej przytrafiło.


Autorka pisze w bardzo zawiły i momentami nie zrozumiały sposób. Tworzy bardzo długie zdania, które po 10 wyrazie z kolei tracą już dla mnie sens. Oczywiście nie jest tak cały czas, ale w niektórych momentach jest to naprawdę uciążliwe. Plusem w tej książce (wow, znalazły się jakieś plusy) jest to, że autorka wtrąca co jakiś czas cytaty z poważnych  książek, mówi o różnych ważnych rzeczach, mówi o tym czego uczy się Wiktor na studiach, przedstawia rozmaite tytuły książek, które czyta Julia. To niewątpliwie świadczy o tym, że pani Barańska ma spora wiedzę i stara się to pokazywać w swojej książce.


Mimo wszystko przeczytałam tą książkę do końca, a to też o czymś świadczy. Nie zanudziła mnie na śmierć, bo w sumie tam się sporo działo, tylko że zbyt dużo rzeczy w tej książce mnie irytowało. Nie wiem komu mogę tą książkę polecić, bo wiadomo że nie każdy ma taki sam gust i niektórzy mogą doszukać się z tej lekturze więcej dobrego.



"-Czasem tak bywa, w medycynie nie trudno o pomyłki.
-No jasne, jeśli młoda dziewczyna przychodzi do lekarki z bólem głowy, a ta a priori zakłada, że nic jej nie jest, więc rzeczywiście, szansa na pomyłkę jest murowana."


3/10

środa, 21 sierpnia 2013

Liebster Award #2




Wiem, wiem, miesiąc temu też brałam udział w tej zabawie. No cóż musicie mi wybaczyć, ale pytania od Nessie, która mnie nominowała bardzo mi się spodobały i postanowiłam na nie odpowiedzieć. Mam również przygotowaną recenzje, czyli za kilka dni pojawi się ona na blogu. A teraz do dzieła, oto moje odpowiedzi na pytania:


1.  Czy masz motto życiowe?
Nie, raczej nie.

2. Co jest dla ciebie najważniejsze?
Rodzina, zdrowie, szczęście, przyjaciele… Dużo rzeczy.

3. Czy dążysz do jakiegoś celu?
Nie mam jakiegoś konkretnego celu. Nie mam pojęcia co będę robić za kilka lat, więc nie mam zbytnio do czego dążyć. Jeśli już dążę do czegoś to są to jakieś niewielkie rzeczy :)

4. Jaki masz dzwonek w komórce?
Bardzo fajne pytanie :) Hmmm... Jest to piosenka  Rudimental – Waiting All Night .

5. Czy masz osobę, która 'zaraziła cię' czytaniem?
Raczej nie. W dzieciństwie kiedy jeszcze nie lubiłam czytać to mama mnie bardzo do tego zachęcała (wręcz zmuszała). Nie rozumiałam też wtedy mojego taty jak on może tak dużo czytać, ale w końcu sama przekonałam się do książek.

6. Czy mając możliwość przeniesienia się do świata z ulubionej książki skorzystałabyś z tego? Gdzie byś się wtedy przeniosła?
Po pierwsze to nie mam jednej ulubionej książki. Ale jakbym miała wybrać jakiś świat, to pewnie przeniosłabym się do „Miasta kości” Casandry Clare. W końcu „Dary anioła” zaliczają się do moich ulubionych serii.

7. Kim byłabyś w książce: wampirem, wilkołakiem, elfem, wróżką, zombie, a może jeszcze czymś innym?
Podróżnikiem w czasie! Co ja bym dała żeby tak poprzenosić się na jakiś czas do poprzednich wieków.

8. Jaka jest twoja ulubiona okładka książki? (max 3)
„Magiczna gondola” ma naprawdę czarującą okładkę.
„Jutro” trzecia i czwarta część. Te kolory na okładkach są świetne.
No i jeszcze „Czerwień rubinu” i... "Akademia mroku"

    


9. Otwórz książkę, którą masz pod ręką, na stronie 36 i przepisz pierwsze zdanie :)
„O godzinie piątej obie damy poszły się przebrać, a o wpół do siódmej poproszono Elżbietę na obiad” – „Duma i uprzedzenie”. Ale głupie zdanie się akurat trafiło na początku 36 strony.

10. Jeśli miałabyś być zwierzęciem, to jakim? Jak miałabyś wtedy na imię?
Długo się zastanawiałam się nad tym pytaniem i nic sensownego nie wymyśliłam. W sumie to flamingi są fajne, więc czemu nie.



11. Czego się najbardziej boisz/obawiasz?
Jak na razie to boję się początku roku szkolnego, bo idę do nowej szkoły. A tak poważnie to obawiam się między innymi utraty bliskiej osoby.



Ostatnim razem nominowałam 11 osób, więc tym razem już sobie to odpuszczę :)

niedziela, 18 sierpnia 2013

OSTATNIA PIOSENKA Nicholas Sparks

Ronnie musi spędzić wakacje w małym miasteczku u swojego taty. Nie rozmawiała z nim przez trzy lata, od kiedy rozwiódł się z jej mamą, a teraz razem z bratem będzie u niego przez dwa miesiące. Dziewczyna już od pierwszych dni pokazuje jaki ma stosunek do swojego taty. Wychodzi z domu na całe dnie nie przejmując się niczym. Jedyną osoba, która wydaje się w tym miasteczku normalna to Blaze. Ronnie poznała ja pewnego dnia na plaży i spędza z nią czas, ale kiedy dokładniej poznaje chłopaka koleżanki i innych jego znajomych, zdaje sobie sprawę, że nie pasuje do tego towarzystwa. Przez tych ludzi pakuje się w spore kłopoty, ale co dziwne ojciec staje po jej stronie. Poznaje ona również porządnego chłopaka i wakacje stają się bardziej znośne, ale czy uda jej się wymigać od tego co zrobiła wcześniej? I czy na pewno wszyscy są tacy jakimi się wydają?



„Ostatnia piosenka” to pierwsza przeczytana przeze mnie książka pana Sparksa. Słyszałam o nim wiele dobrego i teraz już wiem dlaczego jest wychwalany. Może i „Ostatnia piosenka” nie zwaliła mnie z nóg, ale niewątpliwie zachwyciła swym urokiem.


Myślałam, że to Ronnie jest najważniejszą bohaterką i jej będzie poświęcone najwięcej czasu, ale pan Spark zagłębia nas również w historie innych bohaterów. Bardzo dużo dowiadujemy się o tacie dziewczyny. Steve z upływem kolejnych stron staje się coraz ważniejszą postacią i bardzo mi się to podobało, bo polubiłam tego mężczyzną (przede wszystkim za jego stosunek do swoich dzieci). Ronnie również przypadła mi do gustu. Dziewczyna popełniała błędy w swoim życiu, ale żałowała tego i miała zasady, którymi się kierowała: nie piła, nie paliła, była wegetarianką. Ronnie ma „charakterek” i uwielbiałam czytać dialogi z udziałem jej i Willa. Chłopak tez był niczego sobie. Niby bogaty i tak dalej, ale autor pokazał nam jego stosunek z rodzicami, więc w końcu stwierdziłam, że Will jest w porządku. O, zapomniałabym! Jonnah, młodszy brat głównej bohaterki. Inteligentny dzieciak, który ujął mnie swoimi zachowaniami za serce (może dlatego, że trochę przypomina mojego brata). Jonnah ma dobry stosunek zarówno z tatą jak i z siostrą.


"-To niesprawiedliwe. Jeśli on ma ochotę na ciastko, bierze je sobie. Jeśli ty masz ochotę na ciastko, bierzesz je sobie. Ale jeśli ja mam ochotę na ciastko, zasady się nie liczą. Jak powiedziałaś, to nie fair.
-Więc co zamierzasz?
-Zjeść kanapkę. Bo muszę. Bo dziesięciolatki nie mają co liczyć na sprawiedliwość w tym świecie."


Wydawało mi się, że już na początku domyślę się zakończenia, ale moje przewidywania w ogóle się nie sprawdziły. Nicholas Sparks zaskoczył mnie swoją pomysłowością. Właściwie to nie wiem do końca co mnie tak w tej książce ujęło. Niby jest taka zwyczajna i pospolita, ale jednak ma w sobie to coś. Uczycie między bohaterami nie było ani do końca realne, ani sztuczne. Na początku wydawało mi się, że to będzie kompletna klapa, ot chłopaka wpada na Ronnie i wylewa na nią napój. Czy to nie podchodzi pod początek związku rodem z odmóżdżaczy? Ale potem wszystko już jest w normalnym, naturalnym porządku. Para boryka się z problemami z jakimi mógłby się spotkać każdy młody człowiek.


Nicholas Sparks pisze w tak przyjemny sposób, że nie ma się w ogóle ochoty odchodzić od książki. Cały czas mamy do czynienia z jakimś niewyjaśnionymi sprawami, więc nawet jeśli jakiś wątek się skończy to nadal zostają następne. Książka jest pisana w trzeciej osobie, ale rozdziały zaczynają się od imienia bohatera i wtedy wiadomo, że najwięcej uwagi będzie poświęcone właśnie tej osobie. Akcja jest rozbudowana, cały czas coś się dzieje u każdego z bohaterów. Jest wiele wątków związanych z Ronnie, ale również z innymi bohaterami. Bardzo przypadło mi to do gustu, bo dzięki temu nie można się przy książce znudzić.


Podsumowując. „Ostatnia piosenka” jest książką, która mnie wzruszyła i zaskoczyła, ale mimo wszystko czegoś mi w niej brakowało (a najgorsze jest to, że nie wiem dokładnie czego). Na pewno sięgnę po kolejne pozycje pana Sparksa, bo zachwycił mnie jego sposób pisania. Polecam tym, którzy lubią przeczytać o miłości, ale nie o takiej nierealnej tylko o takiej, która może wydarzyć się naprawdę, i o wielu problemach , z którymi borykają się normalni ludzie w życiu codziennym.


8/10

środa, 14 sierpnia 2013

ALCHEMIK Michael Scott

Większość ludzi wierzy w to, że Nicholas Flamel urodził się w 1330 roku i zmarł w 1418. Ale jak się okazuje jego grób jest pusty, dlatego są też tacy, którzy wierzą, że Flamel nadal żyje. W końcu był potężnym alchemikiem, więc może odnalazł eliksir młodości?

Nicholas Flamel wraz z swoją żoną chroni Księgi Maga Abrahama dzięki, której mogą żyć wiecznie, lecz nie tylko oni chcą posiadać tą księgę. Doktor John Dee również pragnie ją mieć i zrobi wszystko, żeby ją zdobyć. Kiedy wreszcie udaje mu się odnaleźć księgę pojawiają się komplikacje, a dokładniej bliźniaki – Josh i Sophie. Może nie są oni wcale takimi zwykłymi piętnastolatkami jak się to może wydawać?



„Alchemik” przyciągnął mnie w bibliotece swoim wyglądem i świetnym opisem z tyłu. Książka ma twardą okładkę i mimo, że za takowymi nie przepadam to nie wyobrażam sobie, żeby „Alchemik” mógł być w miękkiej. Czytając ta książkę ma się wrażenie jakby trzymało się jakąś starą księgę. Potęgują to uczucie kartki, które są tak zrobione, by wyglądały na zniszczone przez upływ czasu.




No, ale przecież nie tylko wygląd w tej książce mnie zaciekawił, lecz również jej wnętrze. Pan Scott wprowadza nas do cudownego świata przepełnionego magią. Mimo, że akcja dzieje się w współczesnym USA to i tak mamy mnóstwo magicznych miejsc, o których normalni ludzie nie mają pojęcia. W książce jest wiele nawiązań do mitologii i choć za nią nie przepadam to w takim wydaniu bardzo przypadła mi do gustu. Autor w świetny sposób łączy elementy historii z fikcją i legendami.


Co zaskakujące akcja całej książki jest osadzona tylko w dwóch dniach. Podziwiam Michaela Scotta, że potrafił napisać ponad trzysta stron o raptem 48 godzinach z życia bohaterów. Akcja od samego początku jest dynamiczna. Nie ma żadnego wprowadzenia czy monotonnego opisu tylko od razu dużo się dzieje. Trzeba przyznać, że „Alchemik” do końca trzyma w napięciu, ale niestety niektóre momenty nie za bardzo mi się podobały. Na pewno do moich ulubionych nie należy bitwa z królestwie Hekate. Było to opisane w taki sposób, że trudno mi było sobie to wyobrazić i ciągnęło się przez zbyt wiele stron. Oprócz tego momentu reszta pozostaje praktycznie bez zarzutów. Ciekawym pomysłem jest to, że każdy bohater ma swój charakterystyczny zapach, który wydziela się podczas czarowania: Nicholas - miętowy, Sophie – lodów waniliowych, Josh – pomarańczy itd. Nie spotkałam się wcześniej z czymś takim w żadnej książce.


Bohaterowie w tej książce stanowią mocną stronę. I chociaż nie wszyscy byli idealni, to ich wady rekompensowała Scathach (ktoś mi może powiedzieć jak to się czyta?). Po prostu pokochałam tą postać. Młoda silna kobieta (czy może dziewczyna), która zawsze ma swoje zdanie i specyficzne poczucie humoru. Nie jest ona człowiekiem, ale nie będę wam mówić kim dokładnie , bo to jest zdradzone dopiero w dalszej części książki. Żyje ona jeszcze dłużej niż Flamel i zdążyła sobie narobić sporo wrogów. Uwielbiam jej odzywki i sprzeczanie się z Nicholasem, po prostu bardzo spodobał mi się jej charakter, który zresztą tak jak inne został dobrze wykreowany. Z bliźniaków o wiele bardziej polubiłam Sophie. Nie była ona pospolita czy nudna, w przeciwieństwie do swojego brata. Wydawało mi się, że Josh jakby mógł to bez przerwy by się nad sobą użalał i na wszystko narzekał. Na pewno nie należał on do moich ulubieńców.  Sam Nicholas Flamel nie wzbudził we mnie jakiś głębszych uczuć, ale musze przyznać, że nie do końca mu ufałam.


Pan Scott wprowadza do akcji bardzo wiele postaci, ale można się połapać. Każdy jest na swój sposób specyficzny, więc nie ma problemu z rozróżnianiem bohaterów. Styl autora jest zwyczajny, ani nie zbyt zawiły ani zbyt głupi, po prostu w sam raz. Książka jest pisana w trzeciej osobie i myślę, że to dobry pomysł, bo dzięki temu dowiadujemy się o wszystkich wydarzeniach, a nie tylko tych dotyczących jakiegoś konkretnego bohatera.


Książka bardzo mi się spodobała i chociaż nie należy do takich po które sięga się z chęcią drugi raz, to na pewno przeczytam tez kolejne części. Koniec był… w sumie to nie było jakiegoś konkretnego zakończenia. Po prostu akcja się przerwała, co jeszcze bardziej przyciąga do drugiego tomu. Książkę polecam osobą, które lubią poczytać o przeróżnych przygodach z wątkami magicznymi.


-Chciałam wam uprzytomnić, że wszystko, co wiecie, albo zdaje się wam, że wiecie, o mitach i legendach, nie jest ani do końca fałszywe, ani do końca prawdziwe.”

8/10 



Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę"

wtorek, 13 sierpnia 2013

Paczka od Meg Sosenki i zdobycze wakacyjne

Dzisiaj nie będzie recenzji tylko zdjęcia książek zakupionych przez wakacje i paczka wygrana w konkursie u Meg Sosenki.

Zacznijmy od tego co udało mi się wygrać w konkursie:
  • Cudowny notes.
  • Dwie piękne drewniane zakładki.
  • Książka Stanisławy Fleszarowej-Muskat "Lato nagich dziewcząt"

A teraz mój mały stosik, czyli to co w szelaki sposób zdobyłam przez te parę tygodni wakacji:


Od góry:
"Lena ze słonecznego wzgórza. Kłopotliwy spadek" Michaela Dorberg --> książka pożyczona od mojej babci, ale wcale nie jest to pozycja tylko dla starszych osób :)
"Lato nagich dziewcząt" Stanisława Fleszarowska-Muskat --> jak pisałam wyżej, wygrana w konkursie
"Nie odchodź, Julio" Ewa Barańska--> kupiona w Matrasie w promocyjnej cenie; jestem w trakcie czytania więc recenzja niebawem
"Cichy wielbiciel" Olga Rudnicka --> wspaniały prezent urodzinowy; recenzja
"Płonący stos" Cate Tiernan --> zakup własny; recenzja
"Gwiazd naszych wina" John Green --> książkę otrzymałam na zakończenie roku szkolnego; recenzja


Czytaliście, którąś z tych książek?


czwartek, 8 sierpnia 2013

50 NIECODZIENNYCH FAKTÓW O MNIE

Na kilku blogach ostatnio pojawiła się zabawa w wymyślanie 50 faktów o sobie. Postanowiłam, że i ja otworzę przed wami moja duszę. A oto 50 przypadkowych faktów o mnie:


  1.   Od kilku dni mam 16 lat
  2.      Po wakacjach idę do liceum na profil matematyczno-fizyczny.
  1. 3.      Bardzo lubię jeść słodycze.
    4.      Jestem stworzona do życia w mieście, męczę się kiedy muszę być na wsi.
    5.      Nie lubię kiedy ludzie zmuszają mnie do jedzenia, a robią to zdecydowanie zbyt często.
    6.      Lubię słuchać Linkin Park
    7.      Jestem serialoholiczką.
    8.      Chciałabym iść na kurs szybkiego czytania, po uważam że za dużo czasu zajmuje mi przeczytanie jednej książki.
    9.      Lubię oglądać ekranizacje książek, chociaż zazwyczaj pierwowzór jest lepszy.
    10. Lubię czytać fantastykę. Mimo, że wiele motywów się powtarza i staje powoli nudne to i tak pierwsza połka do której podchodzę w bibliotece to ta z napisem ‘fantastyka’.
    11. Mam młodszego o 10 lat brata.
    12. Nigdy nie słucham muzyki podczas czytania.
    13. Jestem osoba nieśmiałą.
    14. Chciałabym mieć dużą biblioteczkę, ale na razie moje zbiory książek są dość skąpe.
    15. Uwielbiam marzyć, chociaż nie wierzę, że marzenia się spełniają.
    16. Książka dzięki, której polubiłam czytania to „Tajemniczy ogród”
    17. Chciałabym mówić biegle po angielsku i niemiecku.
    18. Czytam większość lektur szkolnych, czym niewątpliwie wyróżniam się od moich znajomych :)
    19. Chciałabym porozmawiać kiedyś z Johnem Marsdenem.
    20. Uwielbiam oglądać skoki narciarskie i kolarstwo szosowe.
    21. Kiedy byłam mała nienawidziłam czytać (jak dobrze, że mi się odmieniło)
    22. Uwielbiam jeść brokuły i szpinak.
    23. Lubię rysować choć nie mam zbytniego talentu.
    24. Robię dużo błędów ortograficznych, więc bardzo cenię opcję, która podkreśla je na czerwono.
    25. Dotarłam do połowy, a już mam dość. Nie wierzcie tym, którzy mówią, ze ta zabawa jest łatwa.
    26. Piję kawę bez cukru i bez mleka.
    27. Lubię gotować, a jeszcze bardziej piec wszelakie słodkości.
    28. Nie lubię wody gazowanej.
    29. Jestem nieufna wobec ludzi.
    30. Chciałabym zamieszkać na jakiś czas w Nowym Jorku.
    31. Lubię mieć wszystko zaplanowane, chociaż podejmowanie czasem spontanicznych decyzji też jest ciekawe.
    32. Egipt mnie przeraża, za nic nie chciałabym tam jechać na wakacje.
    33. Chciałabym zobaczyć jakie to uczucie mieć klaustrofobię, ale tylko na chwile bo na dłuższą metę nie wytrzymałabym bez windy.
    34. Bardzo chciałabym mieć prawo jazdy.
    35. Nienawidzę drożdżówek z budyniem.
    36. Uwielbiam Brada Pitta .
    37. Mam swoją pierwszą w życiu wakacyjną pracę :D (ulotki żądzą).
    38. Uwielbiam oglądać „Króla Artura”. Widziałam ten film w tysiąc razy i nigdy mi się nie znudzi.
    39. Nienawidzę dwulicowości.
    40. W wieku 14 lat przeprowadziłam się z jednego końca Polski na drugi (nie dosłownie).
    41. Nadal nie wiem na jakie studia chcę iść po liceum.
    42. Nie boję się pająków, pszczół i tym podobnych, ale przerażają mnie ćmy.
    43. Próbuję nauczyć się pisać bez patrzenia na klawiaturę.
    44. Fascynują mnie podróże w czasie, dlatego staram się przeczytać o nich jak najwięcej książek.
    45. Jestem w 100% praworęczna, moja lewa ręka jest strasznie nieporadna:)
    46. Lubię długie podróże samochodem (albo ewentualnie autobusem).
    47. Kocham chodzić w trampkach, to najlepsze buty jakie mogą być.
    48. Nigdy rano nie wiem w co się ubrać.
    49. Nienawidzę rozczesywać włosów po ich umyciu.
    50. AAA!!! Nareszcie koniec.

    Kto odważny niech również spróbuje napisać 50 rzeczy o sobie :)

    Znaleźliście rzeczy, w których jesteśmy podobni? Piszcie w komentarzach :)