poniedziałek, 30 września 2013

30 DAY BOOK CHALLENGE dzień 1


Ponieważ ostatnio w ogóle nie mam czasu na czytanie i strasznie zaniedbałam bloga, wiec postanowiłam rozpocząć zadanie na 30 dni. Codziennie, albo co drugi dzień będzie nowy post. Zapraszam :)



Day 1 Najlepsza książka, którą czytałam w zeszłym roku.

Książka, którą czytałam pod koniec listopada czy na początku grudnia. Pogoda za oknem doskonale wpasowała się w klimat "Drżenia", które strasznie mnie urzekło.


Grace uwielbia wilki, lubi się nim przyglądać, robić zdjęcia. "Jej wilk" ma złote oczy, ale pewnego dnia dziewczyna widzi rannego chłopaka przed swoimi drzwiami, tyle ze ten chłopak ma oczy jej wilka. Jak się okazuje Sam nie jest zwykłym nastolatkiem, bo kiedy robi się zimno, zmienia się w zwierze.
Rozpoczyna się miłość i walka z czasem. Przychodzą mrozy, a czas który został chłopakowi staje się coraz krótszy.


Może i ta książka nie jest najambitniejszym dziełem, ale ma taki urok i magię w sobie, że doszczętnie mnie pochłonęła. Pani Stiefvater pisze w cudowny sposób. "Drżenie" ma około 500 stron i ani przez chwilę nie jest nudne. Tak samo zresztą jest z kolejnymi częściami i innymi książkami tej autorki. Wracając do "Drżenia". Sprawa wilków jest przedstawiona w bardzo ciekawy i nigdzie przeze mnie wcześniej nie spotkany sposób. Wilkołaki zamieniają się w zwierzęta kiedy przychodzą mrozy, zima. Na początku każdego rozdziału jest napisane ile jest stopni, co jeszcze bardziej buduje emocje, bo nie wiadomo kiedy Sam się z powrotem zmieni.

Bohaterowie są ciekawi. Żaden z nich mnie nie denerwował. Wiadomo, że można się przyczepić do realności związku głównych bohaterów, ale to normalne w tego typu książkach. Tyle, że w "Drżeniu" nie gryzło mnie to w oczy, ich uczucie miało taki specyficzny urok.

niedziela, 15 września 2013

SERIAL NA DZIŚ #1 „Nikita”

Nie mam czasu czytać! To jest tragiczne, ale niestety prawdziwe. Nie przestawiłam się jeszcze na tryb nauki w liceum i moja doba w jakiś niewyobrażalny sposób się skróciła. Nie myślcie, że nie czytam w ogóle, za kilka dni pewnie pojawi się recenzja „Dotyku Julii”, a tym razem musicie zadowolić się moją opinią o serialu. 



Żeby zapełnić trochę pustkę na blogu postanowiłam, że wybiorę jakiś serial i podzielę się z wami moim skromnym zdaniem o nim. Padło na Nikitę, a to przede wszystkim dlatego, że leciała „Szkoła uczuć” w telewizji, a tam gra  ten sam aktor co w Nikicie. Tak, tak… oczywiście mój ukochany Shane West.

Nikita jest młodą kobietą i… szpiegiem, zabójcą. Została zwerbowana do tajnej agencji, która szkoli młodych ludzi, aby dla nich zabijali. Ale Nikita się zbuntowała i jako pierwsza i jedyna osoba uciekła z Sekcji, a teraz próbuje ją zniszczyć.





Serial ma 3 sezony i z tego co mi wiadomo więcej nie będzie. Jestem dopiero w połowie drugiego, więc nie mogę się wypowiedzieć o całości, ale to co obejrzałam już spokojnie mi wystarcza, by polubić ten serial. Pierwszy sezon był cudowny, niesamowity, strasznie wciągający, trzymający w napięciu i tak dalej. Drugi nie jest już taki błyskotliwy, ale po kilku nudniejszych odcinkach znowu dużo się dzieje.


Przy „Nikicie” na pewno nie można się nudzić. Nawet te trochę gorsze odcinki mają w sobie to coś. Serial ma w sobie mnóstwo akcji. Nikita próbuje zniszczyć Sekcję, nie pozwolić aby kolejni rekruci byli obdzierani z sowiej tożsamości i szkoleni na zabójców. Bohatera jest pewna swego i trzeba przyznać, że całkiem nieźle jej idzie to co chce osiągnąć. W książkach uwielbiam takie silne i zdecydowane postaci i w serialach jest tak samo. Ale pod tą maską, kryje się też dusza. Nikita wprew pozorom ma mnóstwo bolących i strasznych wspomnień, które dodają jej osobie jeszcze więcej sensu i prawdziwości.


Kolejnymi trzema postaciami, które uwielbiam są kolejno – Michael, Alex i Birkhoff. No więc… Michael. Tu już wiadomo dlaczego go lubię, po prostu uwielbiam aktora który wciela się w tą postać. Shane West idealnie tu pasuje i świetnie odgrywa swoją rolę. Alex jest jedną z rekrutek Sekcji. Nie będę za dużo mówić, bo z tego co pamiętam to na początku nie wiadomo kim dokładnie jest Alex, a nie chcę robić spojlerów. Jest z nią bardzo dużo scen i dodaje ona dynamiki temu serialowi. W tym wypadku również uważam, że aktorka jest bardzo dobrze dopasowana.  No i Birkhoff. Różni się on od reszty bohaterów. Wcześniejsza trójka jest wyszkolona przez sekcję do morderstw, do walki. A Birkoff jest informatykiem. Nie potrafi walczyć i kiedy ktoś go porywa (a zdarza się to parę razy) to jest wtedy bezbronny i przez to słodki. Ma świetne poczucie humoru i wprowadza trochę komizmu do akcji.




Trzeba przyznać że twórca serialu Craig Silverstein miał naprawdę świetny pomysł i całkiem nieźle go zrealizował.  Akcja jest przemyślana i precyzyjnie nagrana. Nie ma jakiś większych nieścisłości czy bardzo nierealnych sytuacji. Polecam wszystkim, którzy lubią dobrą i szybka akcję. Przy serialu na pewno nie będziecie się nudzić i wciągnięcie się już po pierwszych odcinkach.


9/10


czwartek, 12 września 2013

DOPÓKI CIĘ NIE ZDOBĘDĘ Samantha Hayes

Claudia jest szczęśliwą kobietą- ma męża, dwóch synów, córkę w drodze i wielki dom. Ale wcale nie jest aż tak pięknie. Mąż pracuje w marynarce morskiej i niedługo wyjedzie na tajną misję zostawiając Claudię samą z dwójką przybranych synów, a na dodatek pewnie przyjdzie jej rodzić bez męża u boku. Dlatego jeszcze zanim James wypłynie na środek Morza Śródziemnego małżeństwo postanawia znaleźć nianię. Na ogłoszenie odpowiada Zoe. Kobieta ma 30 lat i doświadczenie. Wydaje się idealna, dlatego zostaje zatrudniona, ale Claudia ma wątpliwości, których za nic nie może się pozbyć. W tym samym czasie dwie kobiety w ciąży zostają brutalnie zamordowane. Śledztwem zajmują się detektyw Fisher i Scott. Na pozór wydają się normalnymi detektywami, ale naprawdę to są małżeństwem, które boryka się z problemami, próbując przy tym oddzielić życie prywatne od zawodowego



Thriller nie należy do gatunku czytanego przeze mnie najczęściej, a nawet powiedziałabym, że sięgam po niego bardzo rzadko, mimo wszystko nie żałuję, że przeczytałam „Dopóki cie nie zdobędę”. Pierwsze co mi się nasuwa na myśl to zakończenie. Trochę dziwnie zaczynać recenzję od końca książki, no ale trudno. Po prostu zakończenie tak mnie wbiło z podłogę, że nadal nie mogę uwierzyć w to co przeczytałam. Ale niestety nie piszę tego w całkiem pozytywnym znaczeniu.  Oczywiście lubię zaskakujące zakończenia i to takie jest, ale wydaje się aż nierealne. Trzy razy czytałam te kilka stron, w których wszystko się wyjaśniało i ciągle nie mogłam tego zrozumieć. Z drugiej strony gdyby to miało skończyć się inaczej to było by zbyt przewidywalne, więc może to rozwiązanie nie jest aż takie złe.
Cała akcja jest bardzo rozbudowana. Poznajemy aspekty życia Claudii i jej dzieci, udziału w tym wszystkim niani, ale zostajemy również zaznajomieni  z inną rodziną, a mianowicie z panią i panem detektyw, którzy prowadzą śledztwo . Są oni małżeństwem z dwójką nastoletnich córek i masą kłopotów w swoim życiu. Momentami przyjemniej czytało mi się o nich nić o Claudii, ale w końcu to ona jest tu główną bohaterką i na niej było skupione więcej akcji.



Za minus na pewno uznaję to, że część książki była napisana w pierwszej osobie, a część w trzeciej. Strasznie dezorientowało mnie to podczas czytania i kiedy zaczynał się nowy rozdział to przez jedną czy dwie strony musiałam się zastanawiać o kim teraz jest napisane. Bohaterów było kilku, więc takie ciągłe zmienianie stylu i perspektywy pisania nie było korzystne. Sprawiało to takie wrażenie jakby autorka nie mogła się zdecydować czy chce pisać w pierwszej czy trzeciej osobie i zmieniała to w zależności od humoru.



Bohaterowie nie wywarli na mnie negatywnych uczuć, z czego oczywiście się cieszę, ale niestety też nikt nie zapadł mi szczególnie w pamięć. Podobało mi się to, że w różnych momentach książki można było zmieniać podejrzenia co do winnego całego zła w książce. Cały czas nie byłam pewno kto jest „tym złym” , a moje ciche przypuszczenia i tak się nie sprawdziły. I jeśli ktoś odgadł to podczas czytania to naprawdę go podziwiam. Jedynymi postaciami, które bardziej przypadły mi do gustu były bliźniaki. Oscar i Noah byli naprawdę uroczy i doskonale wykreowani, bo bardzo się od siebie różnili. Każdy z nich miał inne cechy, ale i tak łączyła ich braterska miłość.



Książkę czytało się dość sprawnie, niektóre momenty były trochę nudniejsze, ale całość jest ciekawa. Może i „Dopóki cię…” mnie nie pochłonęła, ale spędziłam z nią miłe chwile. Polecam miłośnikom tego gatunku i osobom lubiącym niespodziewane zwroty akcji. Mimo, że książka nie będzie należeć do moich ulubionych, to cieszę się że miałam możliwość się z nią zapoznać.




6,5/10

poniedziałek, 2 września 2013

DUMA I UPRZEDZENIE Jane Austen

Państwo Bennetowie mają pięć córek. Żadna z nich nie jest jeszcze zamężna, więc ich matka robi wszystko żeby tylko znaleźć im życiowych partnerów. Tak się składa, że akurat do Netherfield Park przyjeżdża Pan Bingley z swoim przyjacielem panem Darcym. Dla pani Bennet to idealna okazja, żeby wydać którąś z córek za mąż, więc wkłada swój cały wysiłek w jak najczęstsze spotkania młodych mężczyzn z rodziną Bennetów. Ale nie trzeba długo czekać aż najstarsza córka się zakochuje, a za jakiś czas i kolejna może znajdzie odpowiedniego kawalera. Ale czy w życiu coś może być takie proste? Z dwoma panami z sąsiedztwa jest więcej kłopotów niż mogłoby się komuś wydawać.


„Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony.”




W końcu pomyślałam, że trzeba zacząć czytać coś bardziej ambitnego, coś co przetrwało od XIX wieku i nadal jest lubiane, coś co ma miano klasyki. „Dumę i uprzedzenie” postanowiłam przeczytać po tym jak zobaczyłam kilka pozytywnych recenzji. Tak więc, kiedy okazało się, że książka jest dostępna w bibliotece to długo się nie zastanawiałam czy ją wziąć. W domu od razu zaczęłam ją czytać, mimo że podchodziłam do tej książki z małą rezerwą. Myślałam, że będę się przy niej męczyć, że mnie zanudzi albo coś z tych rzeczy. Ale stało się zupełnie odwrotnie. Odpłynęłam.


Po pierwsze – język. Książka jest napisana w tak piękny i niecodzienny sposób, że trudno się od niej oderwać. Tego właśnie bałam się najbardziej, że styl pisania autorki mi nie przypadnie do gustu, ale nic takiego nie miało miejsca. Wiadomo, że język jest zupełnie inny i nie taki jak w większości książek po, które sięgam. No, ale książka pisana w latach 1796-1797 nie może być napisana inaczej.


Jane Austen oczarowała mnie nie tylko swoim stylem , ale i lekkością, poczuciem humoru i kreowaniem postaci. Nie dość, że książkę czytało się bardzo przyjemnie to jeszcze można było się przy niej uśmiechnąć. Były momenty, w których chciało mi się śmiać. Czasami z wydarzeń, a czasami z głupkowatych zachowań pani Bennet czy młodszych sióstr Elżbiety. Kultura i życie w wyższych sferach zostało znakomicie przedstawione, ale trudno się temu dziwić. W końcu Jane Austen sama żyła w tamtych czasach.


Jak już mówiłam [pisałam] bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani, a mało ich nie jest. Autorka wprowadziła do powieści sporo postaci, ale każda jest inna, więc nie ma problemu z rozróżnieniem kto jest kim. Państwo Bennetowie mieli pięć córek i każda z nich była inna. Z czym ja dzieliłam je na trzy części – 1) Jane i Elżbieta 2)Mary i 3) Lidia i Kitty. Oczywiście Jane i Elżbieta były moimi ulubienicami. Im z resztą było poświęcone najwięcej czasu w książce. Zarówno najstarsza z dziewcząt jak i jej trochę młodsza siostra wykazywały dużo inteligencji i uczuć w stosunku do rodziny. Nie były one nierozważne i (pozwólcie, że wyrażę się prosto i dogłębnie) głupie, tak jak Kitty i Lidia. Te najmłodsze myślały tylko o balach i oficerach. Pasowały charakterem do swojej matki, która też inteligencja nie grzeszyła. Dzięki tej kobiecie sporo się uśmiałam. Myślała ona tylko tym, by córki wyszły za mąż i o niczym więcej. Zachowała się bardziej jak nastolatka, która zrobi wszystko by tylko jakiś chłopak zwrócił na nią (w tym przypadku na córki) uwagę. Ale mimo wszystko nie odbierałam jej jako postać negatywną. Była doskonałym przeciwieństwem pana Benneta, który był spokojny i zamknięty w sobie. Zupełnie nie pasujący do żony, przez co pewnie nie zaznawał z życiu tyle szczęścia ile by chciał. Jego ulubiona córką była Elżbieta.



- Stoi przed tobą smutna konieczność wyboru, Elżbieto. Od dziś staniesz się obca jednemu ze swych rodziców. Matka nie chce cię oglądać, jeśli nie poślubisz pana Collinsa, a ja nie chcę cię widzieć, jeżeli go poślubisz.”



Oczywiście rodzina Bennetów nie była jedynymi postaciami w powieści. Równie ważną rolę grali pan Bingley i pan Darcy. Ten pierwszy od początku wszystkim się podobał i wszyscy go lubili, a szczególnie Jane. Ten drugi robił wrażenie oschłego, dumnego i uważającego się za lepszego od innych. I tu się zaczyna najlepsze co w tej książce – Darcy. Pokochałam tego bohatera, ale oczywiście nie od początku. Żebyście nie myśleli, że lubię ludzi dumnych i wywyższających się. Ja polubiłam pana Darciego dopiero później, kiedy zobaczyłam co się naprawdę w nim kryje. Kibicowałam z całej siły jego miłości do Elżbiety i dostawałam szału kiedy coś stawało na drodze tego związku. Już dawno nie miałam okazji obcować z postacią, która wywoływała tyle kontrowersji w moich emocjach. Na początku go nienawidziłam, na koniec go kochałam.


Akcja nie gnała w szalonym tempie, ale nie było jakiś przeraźliwie nudnych momentów. Cały czas była umiarkowana liczba wydarzeń, co bardzo mi odpowiadało. Fabuła była bardzo rozbudowana, ale jak mogło by być inaczej przy tak dużej ilości bohaterów.


Jedyny wielki minus to spolszczanie imion. Powiedzcie mi dlaczego inni mogli zostać przy swoich oryginalnych angielskich imionach, a Elżbieta musiała mieć imię przerobione na polskie. Tutaj ogromna uraza do tłumacza, niech nigdy więcej nie spolszcza mi imion, bo okropnie mi się to nie podoba. Przez to jedna z głównych bohaterek wydawała się nie pasująca do reszty otoczenia, bo miała polskie imię, a nie angielskie.


Dzięki „Dumie i uprzedzeniu” przekonałam się, że klasyka wcale nie musi być zła. Pokochałam ta książkę całym sercem i nie obraziłabym się gdyby jej egzemplarz zagościł na stałe na mojej półce, bo aż żal mi oddawać tą książkę do biblioteki. Gorąco polecam… każdemu!


9/10