środa, 14 sierpnia 2013

ALCHEMIK Michael Scott

Większość ludzi wierzy w to, że Nicholas Flamel urodził się w 1330 roku i zmarł w 1418. Ale jak się okazuje jego grób jest pusty, dlatego są też tacy, którzy wierzą, że Flamel nadal żyje. W końcu był potężnym alchemikiem, więc może odnalazł eliksir młodości?

Nicholas Flamel wraz z swoją żoną chroni Księgi Maga Abrahama dzięki, której mogą żyć wiecznie, lecz nie tylko oni chcą posiadać tą księgę. Doktor John Dee również pragnie ją mieć i zrobi wszystko, żeby ją zdobyć. Kiedy wreszcie udaje mu się odnaleźć księgę pojawiają się komplikacje, a dokładniej bliźniaki – Josh i Sophie. Może nie są oni wcale takimi zwykłymi piętnastolatkami jak się to może wydawać?



„Alchemik” przyciągnął mnie w bibliotece swoim wyglądem i świetnym opisem z tyłu. Książka ma twardą okładkę i mimo, że za takowymi nie przepadam to nie wyobrażam sobie, żeby „Alchemik” mógł być w miękkiej. Czytając ta książkę ma się wrażenie jakby trzymało się jakąś starą księgę. Potęgują to uczucie kartki, które są tak zrobione, by wyglądały na zniszczone przez upływ czasu.




No, ale przecież nie tylko wygląd w tej książce mnie zaciekawił, lecz również jej wnętrze. Pan Scott wprowadza nas do cudownego świata przepełnionego magią. Mimo, że akcja dzieje się w współczesnym USA to i tak mamy mnóstwo magicznych miejsc, o których normalni ludzie nie mają pojęcia. W książce jest wiele nawiązań do mitologii i choć za nią nie przepadam to w takim wydaniu bardzo przypadła mi do gustu. Autor w świetny sposób łączy elementy historii z fikcją i legendami.


Co zaskakujące akcja całej książki jest osadzona tylko w dwóch dniach. Podziwiam Michaela Scotta, że potrafił napisać ponad trzysta stron o raptem 48 godzinach z życia bohaterów. Akcja od samego początku jest dynamiczna. Nie ma żadnego wprowadzenia czy monotonnego opisu tylko od razu dużo się dzieje. Trzeba przyznać, że „Alchemik” do końca trzyma w napięciu, ale niestety niektóre momenty nie za bardzo mi się podobały. Na pewno do moich ulubionych nie należy bitwa z królestwie Hekate. Było to opisane w taki sposób, że trudno mi było sobie to wyobrazić i ciągnęło się przez zbyt wiele stron. Oprócz tego momentu reszta pozostaje praktycznie bez zarzutów. Ciekawym pomysłem jest to, że każdy bohater ma swój charakterystyczny zapach, który wydziela się podczas czarowania: Nicholas - miętowy, Sophie – lodów waniliowych, Josh – pomarańczy itd. Nie spotkałam się wcześniej z czymś takim w żadnej książce.


Bohaterowie w tej książce stanowią mocną stronę. I chociaż nie wszyscy byli idealni, to ich wady rekompensowała Scathach (ktoś mi może powiedzieć jak to się czyta?). Po prostu pokochałam tą postać. Młoda silna kobieta (czy może dziewczyna), która zawsze ma swoje zdanie i specyficzne poczucie humoru. Nie jest ona człowiekiem, ale nie będę wam mówić kim dokładnie , bo to jest zdradzone dopiero w dalszej części książki. Żyje ona jeszcze dłużej niż Flamel i zdążyła sobie narobić sporo wrogów. Uwielbiam jej odzywki i sprzeczanie się z Nicholasem, po prostu bardzo spodobał mi się jej charakter, który zresztą tak jak inne został dobrze wykreowany. Z bliźniaków o wiele bardziej polubiłam Sophie. Nie była ona pospolita czy nudna, w przeciwieństwie do swojego brata. Wydawało mi się, że Josh jakby mógł to bez przerwy by się nad sobą użalał i na wszystko narzekał. Na pewno nie należał on do moich ulubieńców.  Sam Nicholas Flamel nie wzbudził we mnie jakiś głębszych uczuć, ale musze przyznać, że nie do końca mu ufałam.


Pan Scott wprowadza do akcji bardzo wiele postaci, ale można się połapać. Każdy jest na swój sposób specyficzny, więc nie ma problemu z rozróżnianiem bohaterów. Styl autora jest zwyczajny, ani nie zbyt zawiły ani zbyt głupi, po prostu w sam raz. Książka jest pisana w trzeciej osobie i myślę, że to dobry pomysł, bo dzięki temu dowiadujemy się o wszystkich wydarzeniach, a nie tylko tych dotyczących jakiegoś konkretnego bohatera.


Książka bardzo mi się spodobała i chociaż nie należy do takich po które sięga się z chęcią drugi raz, to na pewno przeczytam tez kolejne części. Koniec był… w sumie to nie było jakiegoś konkretnego zakończenia. Po prostu akcja się przerwała, co jeszcze bardziej przyciąga do drugiego tomu. Książkę polecam osobą, które lubią poczytać o przeróżnych przygodach z wątkami magicznymi.


-Chciałam wam uprzytomnić, że wszystko, co wiecie, albo zdaje się wam, że wiecie, o mitach i legendach, nie jest ani do końca fałszywe, ani do końca prawdziwe.”

8/10 



Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę"

10 komentarzy:

  1. Nicholas Flammel kojarzy mi się z Harry'm Potter'em, a dokładniej z pierwszą częścią jego przygód :-) Po "Alchemika" chętnie sięgnę, bo wydaję się być naprawdę interesujący.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak gdzieś spotkam to może się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja dodana do wyzwania "Czytam Fantastykę"
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak i Katie - Flamel kojarzy mi się z Harrym Potterem. Póki co, książka nie dla mnie, ale kilka lat temu pewnie by mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydanie książki jest piękne, więc sądzę, że na pewno wcześniej, czy później po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba pierwszy raz słyszę o tej książce, ale wydaje się mieć swój urok ;) Myślę, że się skuszę.
    PS. Flamel również od razu mi się skojarzył ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta książka musi jak najszybciej trafić na moją półkę! Zachęciłaś mnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie słyszałam jeszcze o tej książce, ale bardzo chętnie bym ją przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwszy raz o niej słyszę i sama nie wiem co myśleć, ale chyba kiedy wpadnie mi gdzieś w oko to po nią sięgnę;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetna książka. Bardzo dobrze się ją czyta :-)
    ...
    http://serwetki-quillinq.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń