Dzień 7 Książki, które mnie śmieszą.
Nie przypominam sobie żadnej książki, która by mnie
śmieszyła. Dlatego postanowiłam napisać o motywach pojawiających się w
książkach, które nie miały być śmieszne ale rozbawiały naiwnością.
Motyw pierwszy pojawiający się często (żeby nie powiedzieć, że
zawsze) w książkach paranormal romance. I
tutaj żeby od razy na początku powiedzieć – owszem czytam ten gatunek i nie
wstydzę się tego, ale to nie oznacza że nie zauważam takich banalnych motywów.
Chodzi mi tu o „miłość” między głównymi bohaterami. A mianowicie postać płci
pięknej, zazwyczaj jest ona człowiekiem, zakochuje się w zabójczo przystojnym chłopaku,
który jest wampirem/wilkołakiem/duchem/czy kim kol wiek innym z
nadprzyrodzonymi mocami. Nie było w tym nic złego, gdyby to nie wyglądało tak
że po zamienieniu ze sobą jednego zdania kochają się niezmiernie i nie mogą bez
siebie żyć. Gdzie tu jaki kol wiek realizm. I o ile w niektórych książkach jest
to opisane w miarę przyzwoicie, to w niektórych wszystko kreci się wokół tego
niemożliwego związku. Po prostu śmieszy mnie to swoją głupotą.
Motyw drugi – bohaterki udające (albo raczej po prostu tak
wykreowane) ofiarę losu. Chodzi o postacie, które zachowują się jakby nie miały
mózgu, pchają się w kłopoty i czekają aż ukochany je uratuje. Wolę bohaterki,
które mają swoje zdanie i wprowadzają trochę akcji do książki, niż takie „kluchy”.
Tylko cięgle chodzą i narzekają jakie to one są okropne i jak to możliwe, że
ten niewyobrażalnie piękny chłopak je pokochał; maja milion kompleksów i ciągle
trzeba o nich czytać.
Motyw trzeci ( miałam o nim wspomnieć przy okazji
pierwszego, ale zapomniałam więc będzie osobno) – trójkąciki. Wracając do
banalnych i nierealnych uczuć. To samo już jest złem, ale jeśli dorzucimy
jeszcze do tego kolejnego przystojniaka, albo kolejna dziewczynę, to mam ochotę
krzyczeć. To na początku było fajne, ale kiedy czyta się o tym kolejny raz z
rzędu to zaczyna być śmieszne.
No i motyw czwarty – przewidywalność. Najbardziej jest to denerwujące
w kryminałach albo thrillerach, ale w innych książkach równie mocno wkurza. I po
prostu kiedy już po kilkudziesięciu stronach domyślam się jakie będzie zakończenie,
to czytanie wcale nie jest przyjemne.
Zgadzacie się ze mną że te powtarzające się rzeczy mogą po
jakimś czasie zacząć zarówno denerwować jak i śmieszyć swoją banalnością?